Temat: internet

Dział: INTERNET

Dodano: Styczeń 13, 2024

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Słodkie zdjęcia, które mogą wyrządzić krzywdę. Sharenting jest groźny, trzeba mówić głośno

(fot. 123RF.com)

Uczeń odbierający świadectwo, maluch biegający po plaży, chłopczyk umazany czekoladą – z tych niewinnych zdjęć dokumentujących codzienne życie rodzice są niezwykle dumni. W zalewie serduszek i lajków pod postami zapominają, że takie fotografie mogą zrobić krzywdę ich dziecku. Nawet jeśli nie teraz, to w przyszłości.

***

Ten tekst Marty Zdzieborskiej pochodzi z dodatku „Cyberbezpieczeństwo” – sekcji specjalnej w najnowszym numerze magazynu „Press” – nr 01-02/2024. Artykuł udostępniamy do przeczytania w całości tutaj, zachęcamy jednocześnie do bezpłatnego pobrania całego dodatku pod tym linkiem. Przyjemnej lektury!

***

Jak wynika z raportu zatytułowanego „Sharenting po polsku, czyli ile dzieci wpadło do sieci?” z 2019 roku, aż 40 proc. polskich rodziców dokumentuje w internecie dorastanie swoich dzieci. Dorośli rocznie publikują w social mediach średnio 72 zdjęcia i 24 filmiki z udziałem swoich dzieci. Jak wynika z badania, 42 proc. rodziców udostępnia te treści bliskim i szerszemu gronu znajomym (w grupie do 200 osób), 37 proc. ogranicza się do najbliższej rodziny i znajomych (do 20 osób), a 20 proc. udostępnia materiały także dalszym znajomym i nieznajomym. Jednocześnie tylko jedna czwarta respondentów deklaruje, że zanim wrzuci do sieci zdjęcie lub filmik, pyta o zgodę swoje dziecko (oczywiście jeśli ma już ono co najmniej kilka lat). Niemal tylu samo ankietowanych twierdzi, że dopiero po opublikowaniu materiałów w sieci zastanawia się, czy na pewno był to dobry ruch. 39 proc. zaś deklaruje, że dzieli się zdjęciami i filmikami pokazującymi, gdzie obecnie przebywają ze swoimi dziećmi.

Takie dane co jakiś czas rozpalają fora rodzicielskie, serwisy parentingowe i media społecznościowe. Niedawno rozpaliły nawet środowisko dziennikarskie po nad wyraz daleko idącej deklaracji magazynu Spider’s Web+. Ówczesny redaktor prowadzący Jakub Wątor zapowiedział, że redakcja w ogóle nie będzie publikowała zdjęć dzieci. Uznał, że to najlepszy sposób, by dzieci chronić, bo te nie są przecież dzisiaj świadome konsekwencji, jakie mogą wiązać się z wrzuceniem ich wizerunku do sieci. „Dzieci mają prawo do prywatności i nawet rodzice nie mogą im go odbierać. Tym bardziej że z powodu umieszczenia zdjęcia dziecka w internecie może ono mieć problemy po wielu latach” – przekonywał Wątor.

Jego deklaracja nie wzbudziła entuzjazmu wśród innych wydawców. Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny Onetu, zgodził się, że nie można publikować ryzykownych zdjęć, np. dzieci w strojach kąpielowych, ale wykluczył całkowitą rezygnację z takich kadrów. Co np. ze zdjęciami nieletnich uchodźców wojennych z Ukrainy? „Mamy obowiązek relacjonowania rzeczywistości, a to by ją zakłamywało” – tłumaczył „Presserwisowi” Węglarczyk. Z kolei Mikołaj Chrzan, zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” i szef redakcji lokalnych, powiedział nam wtedy, że jego redakcja przestrzega przepisów w zakresie ochrony wizerunku osób małoletnich i nie widzi potrzeby wprowadzania dodatkowych regulacji. Entuzjastycznie zareagował tylko Rafał Madajczak, naczelny Gazeta.pl: „Apel redakcji Spider’s Web odbieram jako sprzeciw wobec instrumentalnego traktowania dzieci w mediach, co często dzieje się w mediach społecznościowych. Rodzice wrzucają zdjęcia dzieci, budując w ten sposób własny wizerunek” – powiedział Madajczak w rozmowie z „Presserwisem”.

CYFROWE PORWANIE

Jak pisze Magdalena Bigaj, szefowa fundacji Instytut Cyfrowego Obywatelstwa, w książce „Wychowanie przy ekranie”, przeglądając media społecznościowe, nietrudno przeprowadzić pewnego typu internetowe śledztwo. „Jeśli weszlibyśmy teraz na Instagram i wybrali losowo zdjęcie z nieznanym nam zupełnie dzieckiem, prawdopodobnie z łatwością dowiedzielibyśmy się, jak ma na imię ono i jego rodzice, gdzie mieszka (lokalizacja podawana często przy postach), kiedy się urodziło (słodkie wideorelacje ze zdmuchiwania świeczek, wrzucane dokładnie w dniu urodzin), może nawet wydedukujemy jego nazwisko, dowiemy się, co lubi, jakie ma talenty, gdzie spędza wakacje i gdzie chodzi do przedszkola” – pisze Magdalena Bigaj.

W rozmowie z „Press” ekspertka przestrzega, że niefrasobliwe dzielenie się życiem prywatnym w sieci może wyrządzić wiele krzywd. Na przykład sprawić, że zdjęcia naszego dziecka wpadną w niepowołane ręce. W niektórych przypadkach może dojść do cyfrowego kidnapingu, czyli przestępstwa polegającego na używaniu przez inne osoby skradzionego wizerunku dziecka do realizacji różnych fantazji, w tym seksualnych lub przemocowych.

– Zdarza się, że nagie zdjęcia dzieci z plaży albo dziewczynek ćwiczących akrobatykę trafiają do kolekcji pedofilskich. Wbrew pozorom publikowane są tam nie tylko fotografie o charakterze stricte pornograficznym – tłumaczy Bigaj.

Ekspertka dodaje, że zupełnie nowym wyzwaniem stało się ryzyko przetworzenia zdjęć dzieci za pomocą sztucznej inteligencji. We wrześniu 2023 roku głośno było o grupie hiszpańskich nastolatek z miasteczka Almendralejo: nieznany sprawca ściągnął z social mediów zdjęcia ponad 20 dziewczynek w wieku 11–17 lat i stworzył na tej podstawie roznegliżowane deepfake’i. Jak alarmowała potem brytyjska organizacja Internet Watch Foundation, walcząca z cyfrowymi nadużyciami wobec dzieci, potrzebne są szybkie działania rządów i firm technologicznych, zanim zalew deepfake’ów sparaliżuje działania śledczych.

RZUĆ W DZIECKO CIASTEM

Zanim jednak sztuczna inteligencja nas na tym polu pokona, największym zagrożeniem dla dzieci w przestrzeni internetowej mogą być ich rodzice. Sharenting niekiedy idzie w parze z troll parentingiem, czyli publikowaniem materiałów ośmieszających własne dziecko lub naruszających jego godność.

W mediach społecznościowych roi się od absurdalnych wyzwań wideo. Pierwszy z brzegu przykład: wyzwanie polegające na tym, że rodzice rzucają w dziecko ciastem, dopóki się ono nie rozpłacze. Albo: rodzice rozbijają na jego czole jajko i czekają na reakcję. Materiały na TikToku oznaczane hashtagiem #eggprank w ciągu zaledwie kilku tygodni w sierpniu 2023 roku doczekały się 670,7 mln wyświetleń. Filmiki cieszyły się popularnością, wbrew głosom rozsądku ze strony ekspertów alarmujących, że tego rodzaju wyzwania mogą zaburzać zaufanie dziecka do rodzica.

– Na filmikach z serii „Egg Crack Challenge” widać, że dzieci są mocno zaskoczone zachowaniem rodziców – ocenia Magdalena Bigaj. – Starsze wręcz się na nich obrażają i są wyraźnie poirytowane ich zachowaniem. To obszary sharentingu, którymi powinien zająć się rzecznik praw dziecka – uważa Magdalena Bigaj, dodając, że publikowanie ośmieszających dzieci materiałów naraża je także na cyberprzemoc ze strony rówieśników. Wreszcie sharentingowy ślad może zaszkodzić dziecku w dorosłym życiu, gdy rekruter natknie się na jego kompromitującą fotkę w sieci.

Jak złapać cyfrową równowagę między ochroną wizerunku dziecka a chęcią podzielenia się z innymi radością płynącą z rodzicielstwa? W poradniku Ministerstwa Cyfryzacji i Akademii NASK zatytułowanym „Sharenting i wizerunek dziecka w sieci” czytamy, że rodzice powinni zastanowić się przed publikacją, czy konkretne zdjęcie nie zagraża bezpieczeństwu ich dziecka i nie narusza jego prywatności oraz godności. Powinniśmy również zadbać, by publikowane przez nas materiały widzieli tylko wybrani znajomi. „Pamiętaj, że kilkuset znajomych z Facebooka to niekoniecznie osoby, do których możesz mieć takie samo zaufanie, jak do przyjaciół z »reala«. Regularnie sprawdzaj i aktualizuj ustawienia prywatności na swoim koncie. Serwisy społecznościowe co jakiś czas zmieniają zasady prywatności i domyślne ustawienia” – czytamy w poradniku. Jednak zasada jest bezdyskusyjna: odpowiedzialni rodzice nie powinni również wrzucać do sieci nagich lub półnagich zdjęć dzieci ani innych kompromitujących je materiałów.

Magdalena Bigaj rozszerza listę zaleceń: – Publikując post, na jego końcu możemy dodać informację, że zdjęcie jest udostępnione grupie znajomych i prosimy o niedzielenie się nim dalej ze względu na wizerunek dziecka. Upewnijmy się także, czy publikujemy materiały w miejscu, z którego kiedyś łatwo będzie nam je usunąć – zaznacza ekspertka.

Dodaje, że zna przypadek rodzica, który zamieścił w serwisie społecznościowym Flickr albumy ze zdjęciami swoich dzieci. – Po latach odkrył, że pod niektórymi fotografiami ktoś opublikował obrzydliwe pedofilskie komentarze – opisuje Bigaj.

OJCIEC PRZED SĄDEM

Żelazna zasada dotycząca publikacji zdjęć to również obowiązek spytania dziecka o zgodę – co oczywiste, mowa tutaj o dzieciach zdolnych już do samodzielnego podejmowania decyzji. Na mocy art. 23 Kodeksu cywilnego dziecku, tak samo jak osobie dorosłej, przysługuje prawo do ochrony wizerunku. Prawo to zabezpieczone jest także przez przepisy zawarte w ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych, ustawie o ochronie danych osobowych, a także przez zapisy w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym. Według tej ostatniej regulacji rodzic ma prawo dysponować wizerunkiem niepełnoletniego dziecka, jednak zawsze z poszanowaniem jego dobra i działając na jego korzyść. Jeśli tak się nie dzieje, dziecko po ukończeniu 18. roku życia może pozwać swoich rodziców i pociągnąć ich do odpowiedzialności.

Ten tekst Marty Zdzieborskiej pochodzi z dodatku „Cyberbezpieczeństwo” – sekcji specjalnej w najnowszym numerze magazynu „Press” – nr 01-02/2024. Artykuł udostępniamy do przeczytania w całości tutaj, zachęcamy jednocześnie do bezpłatnego pobrania całego dodatku pod tym linkiem.

Troll sharenting na razie rzadko prowadzi na salę sądową. Jednak w 2018 roku we Włoszech głośna była sprawa 16-latka, który pozwał swoją matkę za udostępnianie jego zdjęć na Facebooku – wbrew woli samego bohatera fotografii. Sąd uznał, że matka złamała prawo, bo zgodnie z włoskimi przepisami widniejący na zdjęciach chłopak dysponuje prawami autorskimi. Kobieta otrzymała groźbę kary grzywny w wysokości 10 tys. euro, jeśli nie przestanie publikować zdjęć syna. Nakazano jej również usunięcie wszystkich kwestionowanych fotografii, nagrań wideo i postów. Cała sprawa została podniesiona podczas rozwodu między rodzicami nastolatka. Jak donosił wówczas serwis Euronews, problem oversharentingu coraz częściej wywlekany jest przez małżonków i partnerów na sali sądowej.

Jak mówi „Press” radczyni prawna Agata Dawidowska, autorka bloga Prawamalegoczlowieka.pl, podobne zjawisko ma miejsce w Polsce. Sądy już badają sharenting. W styczniu 2017 roku Sąd Okręgowy Warszawa-Praga wydał przełomowy wyrok w sprawie mężczyzny, który umieścił na swoim publicznym profilu na Facebooku zdjęcie dwuletniego nagiego synka. Chłopiec był w ośmieszającej go pozie: w jednej ręce miał butelkę piwa, a w drugiej trzymał swojego penisa. Mężczyzna, który pomimo prób partnerki i matki dziecka nie chciał usunąć zdjęcia z sieci, został skazany na karę trzech miesięcy prac społecznych. Sąd orzekł, iż winny jest on popełnienia przestępstwa z art. 191a Kodeksu karnego, który stanowi, że ten, kto utrwala wizerunek nagiej osoby bez jej zgody, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. Sąd uznał przy tym, że artykuł ten obejmuje swoim zakresem także małe dzieci, w przepisie tym nie ma bowiem mowy o granicach wieku.

Mecenas Agata Dawidowska tłumaczy: – W przypadku, gdy dochodzi do publikacji pornografii dziecięcej lub podejrzenia popełnienia innego przestępstwa na szkodę dziecka, ukaranie rodzica publikującego wizerunek dziecka w sieci jest właściwie bezdyskusyjne. Sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana, gdy widzimy ładne zdjęcia uśmiechniętego dziecka, które regularnie uczestniczy w kampaniach reklamowych na profilu społecznościowym swoich rodziców influencerów. Owszem, może się okazać, że sąd uzna, że i tutaj problemu nie ma – tłumaczy mec. Dawidowska, dodając jednak, że nie powinniśmy pozostawać obojętni na takie treści.

Bo jeśli mamy podejrzenia, że dochodzi do nieadekwatnego wykorzystania wizerunku dziecka w sieci, możemy nawet zgłosić się do sądu rodzinnego z wnioskiem o wgląd w sytuację rodzinną małoletniego. Taki wniosek może złożyć każdy, jednak szczególny obowiązek troski o dobro dzieci mają nauczyciele, wychowawcy czy dyrektorzy placówek. – Słyszałam już o kilku takich zgłoszonych przypadkach – tłumaczy Agata Dawidowska, pełniąca funkcję rzeczniczki praw uczniowskich w Poznaniu.

Jak dodaje, od 2024 roku obowiązek zgłaszania cyfrowych nadużyć wobec dzieci będzie miało więcej podmiotów – wszystkie te, które od 15 lutego 2024 roku będą musiały wdrożyć standardy ochrony dzieci. To w związku z nowelizacją przepisów prawa: na mocy noweli nazywanej „ustawą Kamilka” wymienione w przepisach podmioty będą musiały wypracować procedury dotyczące m.in. ochrony wizerunku dziecka w przestrzeni cyfrowej.

PRÓBY BIZNESU

Nadzieja na zmiany pojawiła się także w kontekście używania wizerunków dzieci w komunikacji marketingowej. W zeszłym roku Forum Odpowiedzialnego Biznesu przygotowało Kartę praw dziecka w biznesie, która zobowiązuje firmy do szczególnej dbałości o prawa najmłodszych konsumentów, także w zakresie ochrony ich wizerunku w kampaniach reklamowych i komunikacji marketingowej firm. Karta co prawda nie zawiera konkretnych zaleceń, ale zachęca firmy do wdrażania polityki posługiwania się wizerunkiem dziecka w komunikacji czy też stosowania w umowach dla dostawców klauzul zakazujących wykorzystania pracy dzieci w relacjach z dostawcami. Jako pierwsze Kartę podpisały we wrześniu 2023 roku m.in. IKEA Retail Polska, ING Bank Śląski, Credit Agricole Bank Polska, EY Polska oraz Orange Polska i Fundacja Orange. Ta ostatnia ogłosiła, że w swojej komunikacji w ogóle nie będzie publikować wizerunków dzieci w sposób możliwy do ich zidentyfikowania.

– Nasza decyzja jest wyrazem chęci podmiotowego traktowania dzieci i poszanowania jednego z ważnych praw dziecka w środowisku cyfrowym – prawa do świadomego zarządzania swoim wizerunkiem – przekonuje Konrad Ciesiołkiewicz, prezes Fundacji Orange. – Z badań jakościowych, które przedstawiamy w raporcie z 2023 roku „Dojrzeć do praw”, wiemy, jak bardzo młodzi obawiają się publikacji treści z ich udziałem.

Konrad Ciesiołkiewicz dodaje, że Fundacja nie chciała być częścią nurtu, w którym treści z udziałem dzieci publikuje się w sposób nadmierny, bezrefleksyjny, czasami zupełnie niepotrzebnie. – Dostrzegamy ten problem i chcemy zwrócić na niego uwagę opinii publicznej, a swoją decyzją podnosić świadomość społeczną na ten temat – wyjaśnia.

Magdalena Bigaj: – Podpisanie Karty praw dziecka w biznesie to pierwszy krok do zmian. Pytanie, co firmy, które deklarują odpowiedzialne działania wobec dzieci, zamierzają robić z reklamowaniem się na TikToku czy YouTubie, gdzie dostępne są również treści szkodliwe dla tej grupy wiekowej, jak patostreaming czy treści zachęcające do zachowań ryzykownych. Przykład Pandoragate obnażył, jak bardzo pogoń za zasięgami przysłania dobro dziecka. 

NA WACIKI DLA BOBASA

Jak ocenia Bigaj, wiele jest też do zrobienia w obszarze działań rodziców influencerów, którzy dla pieniędzy udostępniają w social mediach wizerunek swoich dzieci. 

– Gdy agencja podpisuje z influencerem umowę przewidującą użycie wizerunku jego dziecka,  powinna zawrzeć tam także szczegółowe przepisy zabezpieczające jego prawa – zaznacza Magdalena Bigaj. – Ważny byłby tu zapis regulujący liczbę wystąpień dziecka na profilu społecznościowym rodziców. W tym celu potrzebujemy wypracować branżowe rekomendacje w ścisłej współpracy z psychologami dziecięcymi – tłumaczy Bigaj, dodając, że w umowach z agencją reklamową powinien znaleźć się także zakaz wykorzystywania wizerunku dzieci do budowania zasięgu profilu rodziców. – W Polsce ten obszar pozostaje szarą strefą. Czy znani influencerzy, którzy angażują swoje dzieci do promocji marek odzieżowych, zgłaszają to do fiskusa jako pracę dziecka? – retorycznie pyta Bigaj.

W wielu krajach na świecie podejmowane są już próby reform w tym obszarze. W Norwegii z propozycją zakazania influencerom zarabiania na publikowaniu zdjęć własnych dzieci wyszła partia liberalna Venstre. W USA zaś Illinois zostało pierwszym amerykańskim stanem, gdzie dzieci poniżej 16. roku życia będą otrzymywać wynagrodzenie za występowanie w kampaniach reklamowych swoich rodziców influencerów. Jest tylko jeden warunek: w ciągu miesiąca nieletni muszą pojawić w co najmniej jednej trzeciej treści zamieszczanych w social mediach swoich rodziców. Przepisy wejdą w życiu lipcu 2024 roku.

Zarabianie na wizerunku dzieci przez influencerów to kolejny przykład, jak bardzo sharenting może nas zaprowadzić na manowce. Nawet jednak, jeśli sprawy nie zaszły tak daleko, zwykły rodzic chcący po prostu pochwalić się życiem swojej rodziny w social mediach musi pamiętać o jeszcze jednej pułapce.

– Dzielenie się rodzicielstwem mocno wiąże nas z siecią. Sprawdzamy reakcje na zdjęcia, powiadomienia, wdajemy się w dyskusje, wciąż jesteśmy online – zauważa Bigaj.

To pułapka, na którą rzadko zwraca się uwagę. Telefon w ręku i objawy klasycznego FOMO – syndromu „fear of missing out”, lęku przed przeoczeniem czegoś ważnego, kiedy wciąż musimy sprawdzać nowości w sieci – wielu interpretuje wręcz pozytywnie. Czyż nie tak powinien prezentować się człowiek sukcesu? – Dzieci, widząc nas przez cały czas z telefonem w ręku, zmuszone są walczyć o naszą uwagę. To duży błąd – kończy Magdalena Bigaj, szefowa fundacji Instytut Cyfrowego Obywatelstwa.

***

Ten tekst Marty Zdzieborskiej pochodzi z dodatku „Cyberbezpieczeństwo” – sekcji specjalnej w najnowszym numerze magazynu „Press” – nr 01-02/2024. Artykuł udostępniamy do przeczytania w całości tutaj, zachęcamy jednocześnie do bezpłatnego pobrania całego dodatku pod tym linkiem.

***

„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.

Czytaj też: W nowym "Press": Czuchnowski o granicach, Kammel trochę miękki, atomowy Polsat i niewesoły Romek

Marta Zdzieborska

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.